piątek, 7 lutego 2014

Gall - cz.6

Zaczynałem powoli wątpić w siebie, w sens istnienia, we wszystko co mnie otacza. Czułem jedną wielką pierdoloną pustkę. Cisza. Choć krzyczałem, ze mnie wydobywała się tylko cisza. Czemu to wszystko takie pojebane? Bo jestem tylko marnym człowieczkiem czekającym na cuda.

Cudów nie ma prosta sprawa. Jest tylko rzeczywistość, którą jedni mniej drudzy bardziej do siebie dopuszczają. Nie którzy nie potrafią dopuszczać do siebie prostych symptomów przed, którymi zaciekle się bronią, okłamując samych siebie. Też należę do tych ludzi. Mentalność wyżera nas od środka jak choroba.
Tak, przecież jestem chory..

Nigdy wcześniej nie miałem poczucia lęku przed światem.
a wiesz kiedy zaczynasz się lękać? Kiedy zaczyna Ci zależeć.
Ale wcale nie na świecie, po prostu na kimś bliskim.
Boisz się świata. Boisz się, że wiatr może Cię zdmuchnąć z powierzchni
że deszcz może cię zalać
że ogień może Cię strawić
i wszystko dlatego, że chcesz żyć dla tej właśnie osoby.

A ja? porzucam wiarę w cuda..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz