czwartek, 5 grudnia 2013

Gall - cz.3

Minęło może z 10 sekund gdy bez namysłu rzuciłem w stronę Tomka:
- Oczywiście, że nie. Wiesz mój tatuś jest ciężko chory i to za niego się modlę.
Kurwa jaki byłem głupi przecież to ja byłem ciężko chory, przecież kiedyś przyjdzie moment gdy wejdzie do pokoju a łóżko będzie puste. Co wtedy poczuje? Co powie mu Ania? Kurwa, przecież to dopiero dziecko... 

Szybko zmieniłem temat i podając mu chusteczki, żeby otarł łzy poprosiłem, aby mi pokazał swoje nowe karty.Te chwilę zapadając mi najbardziej w pamięć a wiesz czemu? Bo móc dzielić się z dzieckiem pasją i zamiłowaniem do tego co kiedyś odgrywało w moim życiu znaczącą rolę (tak tak też kiedyś grałem w piłkę), pozwala choć na moment zapomnieć o całym gównie, które mnie otacza.

Szkoda, że sam kiedyś nie doczekam własnych dzieci...

Ania wyszła gdyż wzywał ją kolejny pacjent więc zostałem sam na sam z Tomkiem. Sekundy uciekały, smutek odszedł w niepamięć lecz chłopiec w pewnym momencie powiedział do mnie:
- Chciałbym kiedyś być jak Ci wielcy piłkarze, cieszyć się grą i być dobrzy jak oni, ale nigdy nie będę, jestem za słaby...

Spoglądając na niego zrobiło mi się bardzo smutno, ale nie mogłem tego tak zostawić kurwa ten dzieciak nie może rezygnować z marzeń, nie może popełnić tego samego błędu co ja...

Sięgnąłem po kartkę papieru, która leżała na stoliku przy łóżku i powiedziałem mu, żeby narysował na niej kulę ziemską.

- Proszę narysowałem. - odparł rysując ostatnie kreski na kartce.
- Dobrze. A teraz złóż tą kartkę na pół jak najwięcej razy potrafisz.

Chłopak po kilku sekund męczarni poskładał kartkę siedem razy.
- Udało mi się złożyć siedem razy. Ale o co w tym wszystkim chodzi?
- Widzisz, w życiu każdego człowieka są gorsze okresy, kiedy chce się wszystko rzucić na bok i zrezygnować, ale nie można się poddawać. Proszę zachowaj tą kartkę i jeśli tylko dopadnie Cię ciężki okres w życiu, pokaż, że problemy tego świata nie mogą stanąć Ci na przeszkodzie i wtedy złóż tą kartę ósmy raz, pokazując, że niemożliwe nie istnieje.

- Dziękuję. - wyszeptał cicho a jego oczy po raz kolejny tego dnia się zaszkliły...

Nie masz zbyt wiele prócz marzeń, goń je.

środa, 4 grudnia 2013

Gall - cz.2

Była nadziela. 1093 niedziela, jakoś koło 14 bo zbliżała się pora obiadu. Znowu trzeba wpierdalać tą papkę zalaną mlekiem na, której sam widok zwraca mi się zeszłoroczna wigilia.

Jak zwykle przyszła Ania. Uśmiechnięta, pogodna i jak za każdym razem już od progu pokoju witała mnie słowami "Jak tam dzisiejsze samopoczucie?" Jak zwykle odpowiedziałem, że dobrze, byle do przodu. Choć za każdym razem w mojej głowie wrzało, żeby wykrzyczeć jak bardzo jest chujowo, jak zwykle...

Przysiadła na krześle obok łózka by pomóc mi zjeść to ohydne gówno, które, aż wylewało się brzegami talerza... Podczas jedzenia zadałem jej dość nietypowe pytanie. A mianowicie spytałem jej czy kocha życie? Odpowiedź mnie nie zaskoczyła (zresztą czego można się spodziewać, od dziewczyny której powodzi się w życiu). Odpowiedziała:
- No jasne, że tak. Skąd wgl to pytanie?
- Bo widzisz ja nienawidzę życia. Nienawidzę za to kim ono mnie uczyniło. Skurwiel bez uczuć wielce pokrzywdzony przez świat, który i tak modli się do Boga o przeżycie. 

W tym momencie wszedł Tomek, trzymając w ręce talię kart z ulubionymi piłkarzami, którą pokazywał mi co niedzielę kiedy tylko wpadał do szpitala. Jednak tym razem coś się nie zgadzało albowiem wszedł cały zapłakany po czym szybkim krokiem podszedł do mojego łóżka i powiedział:
- Czemu się modlisz o przeżycie? Czy Ty umrzesz? Mamusiu nie pozwól mu na to... - lekko wyszlochał.


Kurwa nie wiedziałem, że cały czas stał za drzwiami i podsłuchiwał nasza rozmowę. Moje serce napierdalało o klatkę piersiową jak niemieckie bombowce Heinkela na drugiej wojnie światowej. Co mam powiedzieć małemu chłopcu, który był jednym z niewielu (jeśli nie jedynym) ludzi, których obchodziło moje życie?
Nienawidziłem siebie za to jeszcze bardziej.

"Twoim największym wrogiem jesteś Ty sam" teraz już wiem, że to prawda...

wtorek, 3 grudnia 2013

Gall - cz.1

Cześć nazywam się... a zresztą chuj z tym jak się nazywam. Mów mi Gall. Nie Gall Anonim, po prostu Gall.

Chcesz wiedzieć ile mam lat? Ehh... przeżyłem już 1092 niedziele. Nie liczę lat, liczę niedziele bo w każdą niedzielę modlę się, żeby Bóg dał mi dożyć do kolejnej, tydzień w tydzień.

Pewnie myślisz, że jestem nienormalny.. heh czasami sam już tak sądzę. Chcesz wiedzieć co sprawia, że uważają mnie za świra? To pierdolona niechęć. Niechęć i nienawiść do świata. Bo kurwa nic tak nie zmienia człowieka jak poczucie bezsensu istnienia.

Po co Bóg dał mi to życie, skoro teraz muszę się męczyć na łózkach szpitalnych? Wybrał właśnie mnie, żebym cierpiał jak on podczas swojej ostatniej drogi? Pogrywa ze mną? O nie nikt nie będzie ze mną pogrywał. Jak w końcu się wyrwę z tego pudła pełnego jadowitych węży w białych fartuchach, którzy wbijają we mnie igły jak zęby z jadem, to pokaże z kim zadarł.

Ale zaraz kurwa, skoro mam mu za złe mój obecny stan to czemu się modlę? Może dlatego, że to "modne"? Moda w telewizji jak to ich kurwa cudownie uzdrowiono i inne kity piorą mózg ludziom. Ale ja się dalej modlę. Czemu? Przecież też kurwa jestem człowiekiem.

Dzień za dniem, przychodzi do mnie pielęgniarka, Ania się nazywa. Robi mi prawie za prywatną pomoc domową, tylko kurwa jest mały szczegół w tym wszystkim... nie mam domu. Ma 27 lat, dobrą pracę, kochającego męża (podobno) i dziecko - Tomek się nazywa. Przypomina mi siebie za czasów łepka - pomocny, energiczny, pyskaty, szkoda, że mi zostało już chyba tylko to trzecie.

Tylko mi za to doszła nowa wcześniej wspomniana cecha - nienawiść.

To pojebane.