środa, 26 marca 2014

Rozumiesz?

Była piękna, cera miękka niczym jedwab
tak wyjątkowa wybiegała ponad schemat
próbowała coś układać, miała tak samo jak 
gdy nie mogła wytrzymać to tonęła w łzach.
Wyblakłe kartki jak dni z życia tu bez Ciebie
choć każdą chwilę przy Tobie mógłbym nazwać naszym Eden
Choć nie jeden tu przy Tobie sprawiał, że wkurwiam się często
to przy Tobie ulatuje ze mnie całe moje zło.
Gram na całego, choć moje ego nie pozwala zasnąć
bo ciągle chcę Cię mieć przy sobie nawet gdy światła gasną
Choć widzę światło, ściskam mocno Twoje dłonie
Czuję ciepło to pomiędzy nami to uczucie płonie.
Zaciskam pięści, wznoszę ręcę w geście triumfu
choć ciągle tu nie mam Ciebie a to najważniejszy z punktów
Miałem dość tych co chcieli mówić mi jak żyć
Żaden z nich nie widział nic poza ciągiem liczb
Dziś uciekam stąd nie chcę tu więcej wracać
biegnę ślepo byle z Tobą nawet na koniec świata.

niedziela, 23 marca 2014

Strach.

Wkurwiam się.
Codziennie się wkurwiam przez co przybywa mi zmarszczek a mam już ich więcej niż blizn na ciele.
W myśl sentencji mówili, że co od siebie dajesz to to do Ciebie wraca. Bzdura.
Los nawet za starania odpłaca Ci pogardą i śmieje się prosto w twarz z Twojej naiwności.

Zacząłem palić, wiesz? Jarałem jak smok tylko po to by nikotyna dała trochę odpoczynku od gówna tego świata. Nie tykałem alkohol, bo czułem wstręt do niego od czasu odwyku mojego ojca.
Czasami siedziałem na dupie wryty w ścianę bo gdy odwracałem wzrok na codzienność bytu, od razu odechciewało mi się żyć.

Zaczęły się również problemy w szkole. Opuszczanie lekcji, problemy z nauką. Bunt młodzieńczy? Moja głupota? Nic z tych rzeczy. Nigdy nie miałem zapału do nauki a tytuły magistra czy inżyniera nigdy mnie nie jarały. Lecz w szkole trzymał mnie inny powód. Powód dla, którego zrobiłbym wszystko co w mojej mocy by dać choć pierwiastek szczęścia sobie jak i jej. Lecz ją już dobrze znacie...

niedziela, 16 marca 2014

Skrzyżowanie na ul.Kościuszki

Sobota. 16 czerwca. Było ciemno. Zegarek wskazywał 2:41.
Po kolejnej zakrapianej nocy, jak co weekend wracałem sam do domu po pustych chodnikach. Doszedłem do skrzyżowania na ulicy Kościuszki. Było to jedyne miejsce, w którym nie ma sygnalizacji świetlnej ani innych pierdół. Z prawej strony widziałem nadjeżdżający samochód a po drugiej stronie ulicy małego chłopca. Miał na oko z 8 lat. Zastanawiało mnie co on  robi tu sam o tej godzinie. Może się zgubił? Może uciekł z domu? Nie mam pojęcia. Zawołałem go aby się dowiedzieć co on tu robi. Wszedł właśnie na chodnik gdy rozpędzony samochodu, który pędził pustymi ulicami z całym impetem uderzył w niego pozostawiając wielką kałużę krwi...

Sobota. 16 czerwca. 5 lat później.

Kolejna noc, scenariusz niezmienny od czasu przykrego incydentu z chłopcem.
Dochodząc do skrzyżowania na ulicy Kościuszki dostrzegłem po drugiej stronie mojego starego kumpla ze szkoły średniej. Okoliczności chujowe i nietypowe no ale takie okazje nie zdarzają się zbyt często.
Zawołałem go a ten tylko podnosząc głowę szybkim krokiem wszedł na jezdnię gdy z naprzeciwka nadjeżdżał rozpędzony samochód, zginał na miejscu. Okazało się, że jego syn zginął tu dokładnie 5 lat temu. Była 2:41.

Sobota. 16 czerwca. 15 lat później.

Po spokojnym spotkaniu rodzinnym u moich rodziców, późną nocą zdecydowałem się wracać na nogach do domu. Jak zwykle droga do domu prowadziła przez skrzyżowanie na Kościuszki. Zatrzymując się na skrzyżowaniu zobaczyłem po drugiej stronie pana Nowaka ojca i dziadka tamtych dwóch chłopaków. Tym razem pomyślałem, że to ja przejdę pierwszy na drugą stronę, nie popełnię błędów z przed kilku lat.
Wszedłem na jezdnię gdy zobaczyłem jadący samochód, nagle tysiąc myśli na sekundę i zamykam oczy a gdy je otwieram widzę samochód, który zatrzymał się tuż przede mną i trąbił, żebym się pośpieszył. Szybkim krokiem wszedłem na chodnik z drugiej strony. Przywitałem się z panem Nowakiem i poszedłem dalej. Po przejściu 50 metrów odwróciłem głowę, pan Nowak właśnie wszedł na jezdnię gdy z drugiej strony z pełnym impetem potrącił go samochód... Była 2:41.

niedziela, 2 marca 2014

Gall - cz.9

Obudziłem się rano, ale nie czułem się tak jak zwykle.
Zwykle budziłem się z niechęcią do świata, pierdolonym bólem w kościach i świadomością kolejnego zjebanego dnia.
Tego dnia nie czułem się tak samo, tym razem było jeszcze gorzej..

Wstaje i oglądam tą parszywą mordę w lustrze i patrzę głębiej i głębiej.
Widzę w oczach, setki zjebanych chwil bo tylko one we mnie siedzą. Te chwile ezoteryczne rozwijają się we mnie, choć skracam łańcuch wspomnień do pierdolonego minimum. I dalej to samo...
Moja logika i filozofia na temat życia przyprawiała o mdłości, a nawet sam Heidegger dostałby epilepsji od mojego pierdolenia.

Dzień za dniem ten sam obraz, ta sama twarz , ten sam człowiek, to samo podejście.
Jedyny co się zmienia to dni w kalendarzu, choć i to niedługo dla mnie stanie w miejscu.
Często słyszę pytania czy wierze w Boga? Czy boję się śmierci?
Sam nie wiem, w momencie śmierci będę stał na środku Jezreel
Wygrani zabiorą moją duszę, przegrani wezmą ciało.

Transcendent piekła lub nieba...