poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dum vivimus, vivamus.

Pojawiła się znikąd.
W najmniej oczekiwanym momencie wtargnęła do wnętrza.
Coś ukuło.
Paznokcie na skórze. jej dłoń na policzku? Nie.
Zszarpane uczucia walczą ze sobą. Autodestrukcja.

To nie jest zwykła kobieta lecz bóstwo, coś jak Apoteoza.
Każda chwila przy niej cieszyła bardziej niż każde inne sprawy nadrzędne.
Moja percepcja nie musiała długo wodzić.
Zaciągałem się zapachem jej ciała mimo, iż dotychczas moją jedyną miłością były szlugi.
Pierdolone nałogi.
Doświadczenie krępuje mi nogi choć podobno wystarczy tylko jeden krok.
Już rozumiem... Rozumiem, że to mój brakujący element układanki,
brakujący element do mojego rebusu szczęścia.
Choć nie wiem o niej nic, głowę wypełnia przez całą dobę.
Lecz ciągle się boję. Opadają liście. Łzy lecą tylko z liter.
Chwila, moment, echo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz